Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nieruchome oczy młodzieńca przykro raziły wzrok. Na razie jednak nie można było wprost oderwać oczu od pięknych rysów i figury greckiego boga.
— Adonis! — pomyślał Malecki, lecz po chwili oczy i nagle zaciskające się usta nieznajomego wypłynęły na pierwszy plan i coś mówiły do świadomości, o czemś strasznem krzyczały z urąganiem.
— Twarz zbrodniarza! — szepnął Malecki.
Tymczasem hrabia del Romagnoli składał uroczysty pocałunek na ręku Aury i mówił coś do niej z eleganckim uśmiechem. Gdy podszedł wysoki młodzienic i schylił się przed hrabiną w niskim ukłonie, Maleckiemu wydało się, że Aura przybladła i rękę przycisnęła do piersi. Lecz wrażenie to trwało zaledwie sekundę, bo, gdy młodzieniec podniósł głowę, Malecki dojrzał jego piękną, obojętną twarz z zimnemi oczami i zaciśniętemi ustami; hrabina zaś uśmiechała się swobodnie, przedstawiając zebranym pannę Orliczównę i jej matkę.
Po odjeździe hrabiny i jej znajomych z dworca, Malecki udał się wraz z tragarzami i bagażem do Hotelu des Wagons-Lits, znajdującego się w pobliżu kolei, niedaleko od potężnego muru, otaczającego całe miasto.
Dziwne uczucie przykrości nie opuszczało go. Coś jagdyby zmora ciężyła mu na piersi. Drażniąca tęs-