Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszyscy się zgodzili na propozycję i wkrótce znaleźli się w obszernym gabinecie. Malecki bardzo prędko zapanował nad rozmową, i poprowadził ją takim torem, jakim z pewnością nigdy się nie toczyła żadna rozmowa w Karltonie. Amerykanie, — jedyni śród cywilizowanych ludzi, hołdujący zupełnie szczerze ideałom i moralnie czyści, byli porwani takiem nieoczekiwanem zakończeniem wieczoru. Artystka wkrótce usiadła do fortepianu i odegrała kilka rzeczy muzycznych, przeważnie z repertuaru rosyjskiego. Gdy wykonywała „Arlekina“ Rachmaninowa, Malecki dosłyszał te same nuty nienawiści i pogardy, jakie tak nieoczekiwanie słyszał przed godziną w chaotycznej muzyce jazz-bandu. Myśl jego szukała wyjaśnienia dla takiej interpretacji muzycznego utworu. Przed oczami jego zjawiła się szara grupa ludzi, obserwowanych dziś zrana w parku na Bundzie. Widział jeszcze niezagasły lęk na ich twarzach, w oczach obłęd rozpaczy, zimnej i nienawidzącej, a w ruchach, szybkich i nagle się przerywają, czujność prawie zwierzęcą i niepewność. Był przekonany, że ta wiotka kobieta w skromnej czarnej sukni, z koroną pysznych, złocisytch włosów, przepasanych gładką, czarną wstążką, o oczach, wyrażających nieme błaganie, była Rosjanką. Wyobraźnia, wybujała na wschodzie, rysowała przed nim straszliwe obrazy jej życia w Rosji, gdzie burzył się ocean zrewoltowanej tłuszczy,