Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nudów i rozpusty. Malecki z Amerykanami z trudem zdobyli w dalszym kącie wolny stolik i zażądali zimnego Chablis, wzbudzając odrazu poszanowanie dla siebie w oczach Francuza — maitre d‘hotelu. Czekając na wino, rozglądali się po sali. Amerykanie dawali Maleckiemu wyjaśnienia.
— Niech pan patrzy nalewo! Widzi pan te dwie wysokie, wspaniałe blondynki? — mówił jeden z Amerykanów, noszący nazwisko Sparrow. — To są córki bankiera Ellisa Boystowne‘a. Każda ma w posagu willę na wybrzeżu Soochow-Creek i miljon dolarów w gotówce; są piękne, wykształcone.
Malecki uśmiechnął się i dorzucił:
— Ale już podstarzałe i nikt ich nie chce, prawda?
— Tak! — kiwnął głową Sparrow, — a wie pan dlaczego?
— Ciekaw jestem! — odparł Malecki.
— Są nieobojętne dla czarnoskórych... szepnął z uśmiechem. — Skandal po skandalu! Teraz kokietują tę hebanową małpę, która gra pierwsze skrzypce i przewraca oczami jak walcami w motorze Durwila.
Blondynki istotnie uporczywie, wyzywająco przyglądały się wysokiemu murzynowi o atletycznej piersi i szerokich barkach. Ten stroił skrzypce i przy tej okazji zapamiętale błyskał białkami olbrzymich oczu