Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



Nazajutrz, po przyjeździe do Szanchaju, Malecki o 10-ej rano zeszedł do sali restauracyjnej na poranny lunch. Odnalazł swój stolik i, czekając na kawę, siedział w głębokiej zadumie. Czuł, że wszystkie jego plany zostały zburzone. Wiedział, że na pierwsze skinienie tej kobiety, która w tak niezwykły sposób wdarła się w jego życie, pójdzie na koniec świata i nie zatrzyma się nawet przed zbrodnią. Jednocześnie zupełnie wyraźnie pamiętał, że, stając się jego kochanką, ani słowa nie powiedziała o miłości do niego, o takiej miłości, o jakiej marzył. Były zdawkowe słowa pieszczotliwe, jakie już nieraz słyszał od niej, z któremi zwracała się też i do swego „Jeksy boy‘a“. Był bardzo ciekaw spotkania się z hrabiną, ale czuł jakąś obelgę, pomimo wszystkiego, co zaszło, i był niespokojny i wzruszony.
Gdy już skończył śniadanie i miał wstać, do sali weszła hrabina i skierowała się do jego stolika. Przywitała się przyjaźnie i trochę drwiąco, jak to zresztą