Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oczach wielkie zaciekawienie. Wydało mu się, że czeka od niego twierdzącej odpowiedzi i że to ucieszyłoby i uspokoiłoby ją.
— Nie, pani, nie zastrzeliłbym się... — odpowiedział.
— Widzi pan!.. — zawołała rozczarowanym głosem.
— Nie, gdyż nie mam do tego żadnego powodu. Nie wiem, czy pani mnie kocha. Nawet jestem przekonany, że pani mnie wcale nie kocha. Wiem, że gdybym użył więcej energji i przedsiębiorczości, mógłbym się stać kochankiem pani, lecz tego wcale sobie nie życzę...
— Wyrzeka się pan takiej kochanki, jak ja? Dobrze! Nigdy panu tego nie zapomnę!
Na tem się ta jedyna poważna rozmowa o dziwnym stosunku, łączącym ich, skończyła. Więcej jej nie poruszali. Jednak w mózgu Maleckiego powoli składało się jakieś postanowienie. Wreszcie przyjęło formy realne. Pewnego wieczoru, siedząc z hrabiną w Asakusa, tej dzielnicy rozrywek i używania, i słuchając w restauracji chóru przybyłych z Kiota gejsz, pochylił się ku swojej towarzyszce i pokazał jej bilet na „Kobe-Maru“.
— Jedzie pan? — spytała, spuszczając głowę.
— Pojutrze, do Havre‘u! — odpowiedział. — Już zrezygnowałem ze wszystkich moich posad i sprze-