Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Kto tam? — spytała, nie odwracając głowy Orliczówna i, myśląc, że wszedł służący. Nikt się jednak nie odezwał, Halina obejrzała się i zerwała na równe nogi. Na progu stała hrabina del Romagnoli. Zapanowało ciężkie, trwożne milczenie. Pierwsza odezwała się Orliczówna.
— Co pani sobie życzy? — spytała.
Hrabina postąpiła kilka kroków naprzód i szepnęła:
— W pani rękach znajduje się jeden z moich listów... żądam zwrotu... natychmiast!
W głosie jej zabrzmiała groźba.
Orliczówna już uczyniła krok naprzód, aby spełnić żądanie hrabiny, gdy nagle spojrzała w twarz stojącej przed nią kobiety. Hrabina zauważyła ruch i zrozumiała jej myśl. W oczach hrabiny Orliczówna dojrzała radosne ognie, lecz natychmiast znikły za zasłoną zimnych błysków, mściwych i zdradliwych.
Halina instynktem poczuła, że z chwilą, gdy odda kompromitujący dokument, dostanie się w ręce tej kobiety, która potrafi zemścić się na niej w sposób okrutny i niezawodny. Zatrzymała się i odpowiedziała stanowczo.
— Nie!
— To ostatnie słowo? — spytała hrabina, mrużąc oczy.
— Ostatnie...
Ledwo zdążyła je wymówić, hrabina rzuciła się