Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczęście lub nieszczęście być urodzonymi na chińskiej ziemi:
— Teraz po rewolucji, szczególnie tu na południu, stare obrządki uległy wielkiej zmianie, chociaż na północy zachowują je ściśle. Z nieboszczykami rodzina ma zawsze kłopot i niemały! Oddać ziemi ciało zmarłego można tylko w „szczęśliwy dzień“. Prawie nigdy nie wypada on jednak wtedy, gdy rodzina ma zamiar grzebać swego nieboszczyka. Zmuszona więc jest złożyć trumnę z jego zwłokami w „mieście zmarłych“. Zbliżamy się teraz do niego.
Malecki ujrzał w dolinie pomiędzy pagórkami spory gaj, otoczony murem z bramą, przy której wznosił się wykrzywiony, pomarszczony w fałdy dach świątyni ku czci duchów ziemi. Na gałęziach jakichś ciemnych, niby żałobą okrytych drzew, przypominając potworne owoce, siedziały czarne kruki.
W świątyni stały złocone posągi boga Czeng-Hwanga i duchów ziemi, a dozorca buddyjski bonza-kapłan za dolara chętnie podjął się wszystko pokazać i objaśnić.
Malecki ujrzał długie ulice, otoczone setkami większych i mniejszych domów murowanych, były tu wspaniałe wille, zwyczajne domki i jakieś rudery, ledwie się trzymające na rozsypujących się fundamentach z zapadającemi dachami.