Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zana, rozpustna hetera, dekadentka w uczuciach i namiętności zmysłowej — co może dać dla tej miłości, którą sobie wymarzyłem? Nic, oprócz straszliwej katastrofy. To jużby ostatecznie mnie zdruzgotało! A jednak?... a jednak jest coś, co pociąga mnie do Aury. Jest jakiś wewnętrzny głos, wołający, abym trwał przy niej. Może to suggestja ze strony Aury? Albo przeczucie nieznanych i nieprzywidywanych jeszcze wypadków? Ale niezależnie od tego wszystkiego — najsilniejsze wrażenie z całego okresu znajomości z hrabiną del Ramagnoli pozostawiła scena, obserwowana dziś w świątyni Konfucjusza, gdy książę Razza pochylił się nad Orliczówną i z zaróżowioną, zdradzającą wzruszenie twarzą, coś szeptał do niej, czego słuchała z pochyloną głową! A później te niezrozumiałe słowy Aury: „Do dnia wczorajszego — tak, ale już nie dziś“.
Borykał się z temi myślami i czuł się coraz gorzej i beznadziejniej. Nie mógł spać, kładł się znowu, wstawał, dopiero nad ranem usnął i spał do czasu, aż przyszedł po niego Wolf. Szybko się ubrał, naprędce zjadł śniadanie i wyszedł razem z uczonym archeologiem z hotelu, zapowiedziawszy portjerowi, że powróci dopiero późno w nocy.