Strona:Antoni Ossendowski - Za chińskim murem.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pełna mistycznego znaczenia. Maleckiemu wydawało się, że lada chwila ujrzy promienną postać, która zjawi się na balkonie, idącym wzdłuż całego budynku, podniesie ręce do góry i zawoła wielkim głosem:
— Ludzie Pe-Siniu, Hałchi, Kałganu, Tybetu i Sinkiangu! Jam Syn Nieba, wnuk Słońca, potomek boskiego Ju. Oznajmiam na cztery strony świata, w głąb ziemi i w wyżyny nieba, że dnia dzisiejszego objąłem tron władców, bo taka jest wola bogów!
Tak zdarzało się często w historji Chin, gdzie jak w kalejdoskopie zmieniały się dynastje po dynastjach, władcy po władcach, „synowie nieba“ po „wnukach słońca“...
Wolf tymczasem mówił:
— Brama Czien-Men — to nauka dla Europy i całej zachodniej cywilizacji. Nauka o tem, że nic niema nowego i wiecznego pod słońcem. Wszystko już było, wszystko burzyła, lub podnosiła do szczytu potęgi ludzkość. Kultury, piękne i potężne, zastępowały jedna drugą i niknęły kolejno. Nic oprócz wykopalisk po nich nie pozostało. Zginęły, gdyż nie mogły, nie umiały przetrwać pewnych etapów postępu. Pozostała tylko odwieczna kultura i cywilizacja chińska, bo zna aforyzm Konfucjusza: „Ściśnij serce i trwaj“. Widziała, przeżyła wszystko i przetrwała. Przed nami Chien-Men! A wie pan, co to jest Chien-