Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głównemi rynkami, z lecznicami, a co potem następuje — z władzami i kolonistami francuskimi, zmniejszając podejrzliwość i wrogość muzułmanów do chrześcjan.
Powiedziałbym, że francuskie szkoły dla tubylców, za wyjątkiem szkoły wojennej, która, jak naprzykład w Meknesie, demonstruje genjusz wojenny Francji, mają być może, mniejsze i słabsze znaczenie asymilacyjne, gdyż prawowity muzułmanin nie odda swych dzieci do takich szkół, a ten, który to uczyni, nie będzie się cieszył tymczasem szczególnem poważaniem śród rodaków, a więc dla sprawy moralnego powodzenia polityki francuskiej pozostanie niepotrzebnym czynnikiem, raczej nawet szkodliwym, kontragitacyjnym.
Poza temi wynikami cywilizacji europejskiej i francuskiej polityki, mamy jeszcze kilka przyczyn, które tymczasem wstrzymują rozwój ruchu pan-islamicznego. Najpierw wskażę tu na rozbieżność poglądów politycznych i społecznych poszczególnych plemion. Wiadomym jest fakt, że aborygeni Afryki Północnej, plemiona Berberów, Kabylów, Souss, Schlen i innych, są nader wrogo usposobieni dla dawnych zdobywców Arabów, wychodźców z zachodniej Azji. Arabscy kierownicy pan-islamizmu nie mogą bezwzględnie liczyć na spółdziałanie i pomoc aborygenów, raczej odwrotnie, z nimi właśnie mają najwięcej kłopotów, gdy się starają o przyciągnięcie ich na swoją stronę. Autochtoni nie dowierzają Arabom, pamiętając dobrze, że na ich to właśnie trupach ci przybysze azjatyccy budowali swoją potęgę w Afryce i w Hiszpanji, oraz rzucali ich na pastwę śmierci