Przejdź do zawartości

Strona:Antoni Ossendowski - Po szerokim świecie.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do reszty skokietować. Naznaczyła mu spotkanie za miastem, w gaiku, gdzie rosły drzewa figowe i oliwkowe, otoczone żywopłotem z wysokich „pitas“[1]. Ibrahim przybył na schadzkę, prowadząc ze sobą zapasowego konia. Spotkawszy umiłowaną, zaczął błagać ją, aby została jego żoną, obiecywał zaprzeć się Proroka dla Chrystusa, otoczyć ją królewskim przepychem, lecz Izabella Padilla śmiała się z amorów Maura. Gdy zrozpaczony porwał ją w objęcia, zawołała na pomoc dwóch paziów, lecz wojownik przebił im serca jataganem, a pannę przemocą wsadził na zapasowego konia i zatrzymał się na wypoczynek dopiero w Almerilla, czekając tu na najbliższą galerę, odpływającą do Afryki. Przywiózł ją najpierw do Bel-Abbes, ale tam przyjaciele nie dawali mu spokoju pytaniami, kiedy nareszcie będzie wyznaczony dzień ślubu. Wtedy pognał tysiąc niewolników tu i kazał w ciągu trzech miesięcy zbudować pałac. Urządził go z niewidzianym nigdzie przepychem, a nie zapomniał wznieść małej kapliczki, gdzie wybranka jego serca i władczyni jego myśli mogła modły do Chrystusa zanosić. Nieubłagana była donna Izabella i, chociaż branka, — dumna i stanowcza. Gdy płonący cały, chciał zwyczajem arabskim poślubić ją, o nic nie pytając, wskazywała mu w milczeniu na wązki sztylet toledański i na swoją pierś. Rozumiał i odchodził na nowe męki czekania, pożerającej go żądzy i miłości płomiennej. Tak mijały lata. Ibrahim urządzał dla Izabelli pyszne zabawy, widowiska, uczty, a po nocach brzdąkał na lutni, lub grał na

  1. Kaktusy.