Strona:Antoni Ossendowski - Nieznanym szlakiem (1924).djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy ścisk i tłok w małej osadzie przy klasztorze panowały w całej pełni, przybyły władze chińskie i zaczęły nalegać, aby Mongołowie zmusili uciekinierów do porzucenia klasztoru.
Żadne prośby i upomnienia Mongołów i uciekinierów nie pomagały. Z bezwzględną surowością przybyli urzędnicy młodej rzeczypospolitej chińskiej, zmusili rosjan, aby ci opuścili gościnne domki osady i klasztoru. Z trudem pozwolono im rozbić namioty śród okolicznych gór, gdzie po paru tygodniach wytropili ich i wymordowali sowieccy bandyci.
Teternikowy jednak, posiłkując się swemi zażyłemi stosunkami z lamami i mongolskimi urzędnikami, potrafili nas obronić. Po wypędzeniu wszystkich uciekinierów, około tygodnia jeszcze spędziliśmy w Mureń-Kure, i chińczycy nic nie mogli przeciw temu uczynić. Przekonani przez Teternikowych Mongołowie oznajmili stanowczo ciemięzcom-chińczykom, że nie wyrzucą nas z obwodu klasztornego, gdyż, jak mówili:
— Są to dobrzy biali ludzie, a śród nich dwóch nie-rosjan, ludzi z ziemi Porando...
W kilka miesięcy później przekonałem się, że imię polskie jest znane w Mongolji — spuściźnie groźnego Dżengiza-Temudżyna i że Polskę nazywają „Porando“, co jest, być może, zepsułem słowem angielskiem „Poland“.
Mieszkaliśmy więc w gościnnym domu naszych przyjaciół, spędzając z nimi całe dnie i pro-