Strona:Antoni Lange - Róża polna.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odczuwa miłości. Mnie się zdaje, że pan nie odczuwa miłości.
— Droga panno Joasiu, odczuwałem ja miłość, kiedy byłem młody, ale nie dziś to dla mnie o tych sprawach myśleć.
— To pan już taki stary?
— Ojcem pani mógłbym być...
— Ha, ha, ha! To zabawne... Wcale, wcale nie mógłby pan być moim ojcem, tylko...
— Tylko...
— Tylko... Kiedy pan nic nie rozumie. Pan jest bez serca. Czasem to ja pana bardzo nie lubię... O, jaki tu u pana nieporządek...
Tu Elfryda zaczęła mi pokazywać braki mojego mieszkania, które mnie się wydawało bajecznie czystem i eleganckiem. Ale ona wskazała mi tysiące braków i niedostatków. Na ścianie wisiały obrazki Stycznia i kilku innych moich znajomych malarzy, a nadto ośm lub dziesięć fotografij kobiecych.
— A to co za kobiety? To pewno pańskie kochanki. Czy pan się kiedy kochał? Czy pan się naprawdę kochał? Niech pan mi powie.
Opowiedziałem Joasi parę ad hoc upiększonych historyjek, w których mniej więcej bohatersko występowałem. Niektóre pominąłem: wspomniałem Czesię, Jadwigę, Wandę, Marylę — wreszcie najdłużej zatrzymałem się nad historją Julji, której fotografja zresztą była ukryta w biurku — i nie wisiała na ścianie. Była to, rzeczywiście, tragiczna sprawa, choć niezmiernie prosta. Julja była żoną mego kolegi — i kochaliśmy się z nią bardzo gorąco, ale razem bardzo czysto i szlachetnie: gdyż niemniej kochałem jej męża, który o tej miłości wiedział i który owszem dał nam wolną drogę do postępowania. Wiedzieliśmy, że pójść za popędem serca, byłby to dla męża Julji wyrok śmierci — i że on oczekiwał tego wyroku z najwyż-