Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Stary zamilkł, a Sonia bardzo się ożywiła i zaczęliśmy rozmowę o powieściach francuskich, o miłości, o teatrze Stanisławskiego, o różnych dziełach dramatycznych, o operze, o śpiewie, o muzyce, o Szumanie, Bachu, Szopenie.
Sonia była wielbicielką Szopena i obiecała mi coś zagrać. Objaśniła mię, że prawie wszystkie meble musieli sprzedać, ale fortepian zachowała, i nawet rząd jej na to pozwolił, gdyż podała się za nauczycielkę muzyki, i jej „trudowaja kniżka“ tak właśnie opiewa.
Po herbacie zaczęła grać i istotnie grała b. przyjemnie, z odczuciem i pogłębieniem. Muzyka mnie rozmarzyła — i myślałem o tem, jak się zobaczyć z Sonią choćby jeszcze raz przed wyjazdem. Zacząłem jej o tem szeptać — i już miałem jej naznaczyć „randkę“, uprzedzając ją, że czas już do domu, gdy ona mi powiada:
— Poco pan do domu będzie wracał? Po takich niebezpiecznych drogach — jeszcze noc — może się panu trafić co złego. Niech pan się prześpi u nas — a jutro rano będzie panu raźniej wracać.
Pomysł bardzo mi się spodobał. Roiło mi się, że ten nocleg w rozkoszny sposób wyzyskam. Stary pewnie będzie spał, a Sonia tak zachęcająco spoglądała na mnie...
Pokazała mi na drugie drzwi:
— Tam się pan umieści. Tylko, że wszystko będzie pociemku, bo świeczka się kończy.
— Dziękuję pani za gościnę — rzekłem, mrugając mimowoli okiem porozumiewawczo.
Sonia śmiać się zaczęła, jakby mówiąc: