Strona:Antoni Lange - Nowy Tarzan.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej za nocleg zapłacił 20 złotych. Młody kaolińczyk zgodził się na to — i poszedł do niej nocować. Usypiał już, ile że był znużony podróżą — gdy naraz weszło do izby dwóch drabów, którzy go półsennego okradli i zabrali mu zegarek i wszystkie pieniądze; zostawili mu jednak dwa złote „przez ludzkość“. Poczem wyprowadzili go z tej siedziby i wypędzili na ulicę. Tak więc drugi raz został wygnany. Błądził teraz biedak ulicami, at go policjant zapytał, co za jeden. Wygnaniec szczerze mu całą historję opowiedział — i zaprowadzono go do komisarjatu. Takiego to bigosu narobiłeś. Musisz się zająć tym człowiekiem. Do rana posiedzi u nas. Ja mam dyżur tej nocy.
— Będę u was.
Zadzwoniłem na woźnego. Oddałem mu artykuł do drukarni. Było już koło czwartej rano — i postanowiłem iść do komisarjatu, aby się zobaczyć ze Stefanem. Był to mój stary kolega szkolny: razem braliśmy dwójki z łaciny i razem przechodziliśmy elementarną szkołę Amora. Trzeba było jednak zebrać 150 złotych, jako odszkodowanie dla nieszczęśliwego chłopca. Miałem sam koło 50, od kolegów zebrałem koło stu — i ruszyłem na ulicę Focha, gdzie był komisarjat.
Sumienie mnie gryzło, żem narobił niedorzeczności. Nigdy nie stawałem w obronie cnoty, i oto naraz spudłowałem. Co to znaczy brak wprawy! Zająłem się rzeczą, na której się nie znam.
Stefan — jak wspomniałem — miał dziś dyżur i siedział w swoim gabinecie. Uprzedziłem go, że przyjdę, — czekał na mnie.