Strona:Antoni Lange - Dywan wschodni.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W czwarty jeno żył powietrzem i oddechem żył już własnym.
Więc ramiona wzniósłszy w górę, bez oparcia stał na palcach.
Od ablucyj jego włosy lśnić zaczęły jak lotosy.
Gdy ujrzeli tę potęgę ascetycznych ćwiczeń księcia,
Idą wszyscy mahariszye, przyzywając Mahadewę,
By mu rzec, jak niesłychane umartwienia czyni Partha.
Więc mu wszystko powiadają: Promienisty ów Ardżuna
Na wyżynie Himawatu, czyni trudy niesłychane,
Ze aż góra jęła dymić, dymem gęstym jęła dymić.
Po co wszystko ta askeza, co chce czynić ów Ardżuna?
Nie wiadomo! Lecz to riszich wielce trwoży! Niech więc kończy!“
Toć małżonek groźny Umy, Bhutów pan, do riszich rzecze:
Niech was trudy te nie trwożą! On tu jest za wolą bożą,
I odejdźcie tak radośni, jak przybyliście radośni,
Znam ja zamiar jego ducha, niepożąda on niebiosów,
Ni potęgi, ni żywota: znaną mi jest jego cnota,
Znane jego pożądanie: dziś to wszystko mu się stanie.
Gdy usłyszą to asceci, wielką rzeszą do dom spieszą.
Gdy odeszli pustelnicy, bóg, co trójząb trzyma w dłoni,
Bóg, co ludzkie grzechy waży, przyjął na się kształt górala.
Złotą cerę miał jak kanczan, świetny był jako szczyt Meru.
Wziąwszy tedy wielki łuk oraz wężom równe groty,
Zeszedł z nieba wielki bóg, nito góral człowiek dziki,
Z nim małżonka jego Uma, jak dzika szła niewiasta,
A za niemi mnogie dusze: nimfy, bhuty i geniusze.
Wnet ci kraj się zapromieni, szmer zamilknął drzew i krzaków,
I zamilknął szum strumieni i zamilkły pieśni ptaków,
A gdy zeszedł na szczyt góry, ujrzał bóg demona Muka,
Co przyjąwszy postać dzika, zły — Ardżuny śmierci szuka.
Ale rycerz wziął Gandiwę, i napina w nim cięciwę,