Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi dopomóc, lecz obawiali się prześladowania policji. To zabijało we mnie nadzieję.
Miałem 7 rubli... Musiałem oszczędzać... Od Zaleskiego nie chciałem nic przyjmować. Wychodziłem z domu, kiedy profesor jeszcze spał, i zostawiałem list, że na śniadaniu i obiedzie nie będę, gdyż jestem zaproszony do znajomych. Obchodziłem fabryki i urzędy, kołacząc o zarobek, lecz nigdzie go nie znajdowałem. Do matki nie pisałem, aby jej nie zatruwać życia i nie zasmucać.

Autor i jego koledzy z więzienia politycznego.

Jadłem w bardzo podłej jadłodajni raz na dzień, płacąc za „obiad” 15 kopiejek. Gdy wieczorem powracałem do domu, starałem się przed profesorem wydawać się wesołym i pełnym najlepszych nadziei.
Pewnego razu przyszedłem do domu, gdy profesora jeszcze nie było, lecz po chwili wpadł i już z przedpo-