Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

znosił prokuratora, który raz na tydzień nas odwiedzał. Gdy wchodził naczelnik więzienia, wróbel świergotał głosem przyjaznym, sfruwał na stół i, zabawnie skacząc bokiem, ostrożnie zbliżał się do wygalonowanego rękawa urzędnika i skubał go.
Całkiem inaczej zachowywał się, gdy przyjeżdżał prokurator. Najczęściej krył się wtedy do swojego gniazda i nie odzywał się wcale. Czasami jednak, gdy prokurator dłużej zatrzymywał się w celi, wróbel siadał na samym brzegu okna, rozpuszczał skrzydła i histerycznym, ordynarnym głosem wymyślał nieprzyzwoicie. Gdy drzwi zamykały się za prokuratorem, mój skrzydlaty przyjaciel zaczynał radośnie fruwać po celi i cieszył się niewymownie.
Przekonawszy się, że wróbel jest zupełnie zdrów i w pełni sił, postanowiłem wrócić mu wolność. Wyniosłem go na podwórze, gdzie się zebrało na tę uroczystość niemal całe więzienie, i puściłem. Z radosnym krzykiem, jak kula, pomknął ku dużym drzewom, które widniały za murem.
Nigdy już do mnie nie powrócił, ale ja się nie gniewałem o to, gdyż rozumiałem, że wolność — to najwyższy skarb i najwyższe prawo istot żyjących.
W więzieniu miałem niejednokrotnie przyjaciół śród różnych zwierząt. Miałem koty, psy, szczury, żółwie, wróbla, ryby, kurę i — pająka.
Przedewszystkiem przekonałem się, że w więzieniu wszystkie żyjące istoty bardzo prędko oswajają się z człowiekiem, lecz muszą wiedzieć czego człowiek od nich żąda i czy spełni to, czego one sobie życzą.
Jestem pewny, że zwierzęta posiadają bardzo rozwinięty szósty zmysł, coś nakształt „bocznej linji“ ryb, a zmysł ten posługuje się siłą jakby telepatyczną. Za-