Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pewnego razu zawezwano mnie do kancelarji. Ujrzałem tam jakiegoś oficera i znajomego urzędnika z administracji kolejowej.
Wstali na moje spotkanie i, podając mi jakiś papier i małe z czerwonej skóry pudełko, oznajmili, że z Petersburga, na wniosek jeszcze generała Kuropatkina, przysłano mi dość wysoki order za moje zasługi dla armji, „naturalnie przedtem, nim zostałem prezydentem rządu rewolucyjnego“, jak objaśnił oficer.
Nie wiedziałem narazie, co mam robić z tym fantem. Nagle porwała mnie złość. Oceniano moje zasługi za węgiel, który dałem armji, a zato, że uratowałem armję od anarchji i śmierci głodowej podczas rewolucji — omal nie rozstrzelano mnie, a teraz zmuszano pędzić życie w kamiennym worku!
— Nie mogę przyjąć orderu od rządu, który lewą ręką daje nagrody, a prawą wrzuca do więzienia! — rzekłem i, ukłoniwszy się, wyszedłem z kancelarji.
Ten wypadek pozbawił mnie raz na zawsze prawa otrzymania jakiegokolwiek bądź orderu, nadawanego przez cara, lecz... nigdy tego nie żałowałem.
Zawsze mówiłem, żartując, że jesteśmy z Mikołajem II w nader naprężonych i zaostrzonych stosunkach, chociaż on usiłował przeciągnąć mnie na swoją stronę, zaofiarowawszy mi na dwa lata „bezpłatne mieszkanie z pełnem utrzymaniem“.
Tak upływały dnie, tygodnie i miesiące.
Przerywane nieoczekiwanemi wypadkami, życie naogół płynęło spokojnie. Czasami tylko wdzierały się, jak porywy wichru, trwożne wieści, że ciągłe ucieczki więźniów zwróciły na nas uwagę Petersburga, który żądał likwidacji więzienia politycznego w Charbinie i rozmieszczenia więźniów w innych miastach Syberji wschodniej. Prawdopodobnie żą-