Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łaniające się z głębi mojej duszy, jak ponura zjawa, co dręczyła mnie przez kilka dni w mojej celi, gdzie nieraz przez cały dzień nie słyszałem nic, oprócz przeciągłych okrzyków warty: „Czuwaj! Czuwa-a-a-j!“
W tych chwilach, gdy mury więzienne oddzielały mnie od życia z jego zgiełkiem i walką, gdy czułem się zupełnie samotny, otaczały mnie jakieś nieznane, niewidzialne istoty, wynurzające się z niezbadanych zakątków duszy, mówiły do mnie, radząc i nauczając. Pojąłem wtedy, jakie potęgi niewidzialne ukrywa w sobie znikome ciało ludzkie, jakie skarby wydobyć można z tych potęg, z tych sił, uśpionych przez życie współczesne.
Mogłem odtworzyć w swojej pamięci wszystkie znane mi osoby z taką dokładnością, iż stawały przy mnie, szeptały niemal rzeczywistemi głosami, a ja czułem ciepło, bijące od ich postaci, słyszałem szelest ich ubrania, szmer oddechu i odgłosy ich ruchów.
Był to dziwny, przerażający, a zarazem budzący dreszcz rozkoszy stan.
Wydawało mi się wtedy, że znalazłem się w innym świecie, w którym moje ciało i dusza zostały zmienione, czyniąc ze mnie jakąś nieziemską, wyższą i bardziej doskonałą istotę.
Pewnego razu, w dzień, wyznaczony dla odwiedzania więźniów, przyszedł jeden z moich przyjaciół i przyniósł mi wiadomość, że wszystko jest przygotowane do mojej ucieczki z więzienia i wyjazdu do Japonji.
Takie same propozycje dostali aresztowani we Władywostoku: dr. Łankowski, inż. Piotrowicz i mój charbiński towarzysz z Zarządu „Związku pracujących“, dr. Czaki. Starano się o to dlatego, że były powody do obaw, iż rząd petersburski nie ograniczy się do więzienia,