Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

10-go stycznia wyszedłem ze swego hotelu na Newski Prospekt. Tłumy ludzi zalegały chodniki. Wyczuwał się wyraźny niepokój i wzburzenie. Nic jednak pozornie nie dawało powodów do jakichkolwiek zajść. Uderzyła mnie nawet, niezwykła dla stolicy, mała ilość policji na ulicach. Robiąc to spostrzeżenie, doszedłem do katolickiego kościoła Św. Katarzyny, gdy nagle idąca przede mną publiczność na jedno mgnienie oka zatrzymała się, a później rozpierzchła się w popłochu, przebiegając na drugą stronę ulicy lub pędząc bezładnie środkiem, tłocząc się i krzycząc. Nie wiedziałem jeszcze, co zaszło, gdy nagle ujrzałem biegnących żołnierzy. Przegrodzili oni dwoma szeregami ulicę i bez żadnego uprzedzenia dali dwie salwy. Bez jęku zwinęła się w kłębek i pozostała na ziemi jakaś dama w żałobie, trzymając się oburącz za skrwawioną głowę; biegł jakiś mężczyzna z osłupiałemi i wytrzeszczonemi oczyma; kulał, zanosząc się od płaczu, uczeń gimnazjum; o kilka kroków przede mną szła mała dziewczynka z koszykiem. Nagle zachwiała się na nogach i padła nawznak. Z koszyka wysypały się bułki. Jak dziś pamiętam, że jedna bułka potoczyła się do małej kałuży krwi, która się zebrała na chodniku, i tu pozostała. Gdy oprzytomniałem trochę od popłochu, przeciągłego poświstu kul, grzechotania nowych salw i wrzasków uciekającego tłumu, spostrzegłem, że pozostałem samotny na chodniku. Żołnierze więcej nie strzelali, jednak, przycisnąwszy się bliżej do ściany najbliższego domu, zacząłem odwrót. Wkrótce zaszedłem za róg domu, gdzie uczułem się już bezpiecznym.
W ten sposób władze tamowały ruch na głównej arterji stolicy i nie dopuszczały do zgromadzania się publiczności.
W 13 lat później, a mianowicie w 1918 r., w Petersburgu, podczas rozkwitu czerwonej anarchji bolsze-