Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stojącego w środku kościoła i czuć na swem czole oleje święte, teraz oczekiwała tylko końca nabożeństwa. Wychodząc z kościoła, bała się, aby żebracy nie poprosili o jałmużnę; nudziłoby ją zatrzymywanie się i szukanie po kieszeniach, zresztą i w kieszeniach nie miała miedziaków, ale tylko same ruble.
Położyła się wcześnie, ale długo spać nie mogła. Śniły jej się jakieś portrety i procesya pogrzebowa, którą rano widziała; otwartą trumnę z nieboszczykiem wnieśli na podwórze i zatrzymali się przed drzwiami, potem długo kołysali trumnę na prześcieradłach i ze wszystkich sił uderzyli nią w drzwi. Julia obudziła się i skoczyła z przestrachu. Rzeczywiście na dole stukali do drzwi i drut od dzwonka szeleściał na ścianie, ale dzwonka nie było słychać.
Doktór zakaszlał. Słychać było, jak pokojówka zeszła na dół i wróciła.
— Proszę pani! — rzekła, stukając do drzwi. — Proszę pani!
— Co takiego? zapytała Julia.
— Depesza dla pani!
Julia wyszła do niej ze świecą w ręku. Za pokojówką stał doktór w bieliźnie i w palcie, również z zapaloną świecą.
— Dzwonek zepsuł się u nas — mówił ziewając. — Od dawna powinien być naprawiony.
Julia otworzyła depeszę i przeczytała: »Pijemy zdrowie pani. — Jarcew. Koczew«.
— Ach, co za głupcy! — rzekła i roześmiała się; zrobiło jej się lekko i wesoło na duszy.
— Powróciwszy do swego pokoju, umyła się, potem ubrała i zaczęła swe rzeczy układać aż do świtu, a w południe pojechała do Moskwy.