Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pan wierzy, że mogę dla niego równie mało zrobić, jak i pan. Mogę dać pieniędzy, ale przecież on nie tego chce. Prosiłem raz pewnego muzykanta o miejsce dla biednego skrzypka, a on mi odpowiedział: »Zwrócił się pan do mnie dlatego, że pan nie jesteś muzykantem«. Tak i ja panu odpowiem: zwraca się pan z taką pewnością do mnie dlatego, żeś pan nigdy nie był na stanowisku bogatego człowieka.
— Na co to porównanie z pewnym muzykantem, nie rozumiem! — rzekła Julja Siergiejewna i zaczerwieniła się. — Co tu ma do roboty pewien muzykant?!
Twarz jej zadrgała z nienawiści i spuściła oczy, żeby ukryć to uczucie. I nietylko mąż zrozumiał wyraz jej twarzy, zrozumieli je wszyscy, siedzący przy stole.
— Do czego ten muzykant! — powtórzyła cicho Julja Siergiejewna. — Niema nic łatwiejszego, jak pomódz biednemu człowiekowi.
Nastąpiło milczenie. Piotr podał jarząbki, ale nikt ich nie jadł, wszyscy jedli samą sałatę. Łaptiew nie pamiętał już o czem mówił, ale zrozumiał to dobrze, że nienawistnemi nie były jego słowa, ale to, że się wmieszał do rozmowy.
Po kolacyi poszedł do swego gabinetu; z natężoną uwagą, z bijącem sercem, oczekując świeżych upokorzeń, przysłuchiwał się temu, co się działo w salonie. Tam, nowy rozpoczęli spór; potem Jarcew usiadł do fortepianu i odśpiewał sentymentalny romans. Był mistrzem we wszystkiem: śpiewał, grał, pokazywał nawet sztuki kuglarskie.
— Jak wam się podoba, panowie, ale ja nie chcę w domu siedzieć — rzekła Julja Siergiejewna. — Trzeba pojechać dokądkolwiek.
Postanowili przejażdżkę za miasto i posłali Kisza do klubu kupieckiego po powóz. Łaptiewa nie zapraszali, gdyż zwykle nie jeździł z nimi za miasto, zresztą