Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

we, Eraście Iwanyczu! Jestem zakochany i oświadczyny serca zrobiłem. Ciotunia obiecała. Szanowałem was, jak ojca... strzygę was zawsze darmo. Zawsze wam oddawałem usługi i kiedy ojciec mój umarł, wzięliście sofę i dziesięć rubli i nie oddaliście mi. Pamiętacie?
— Dlaczego nie mam pamiętać? — pamiętam! Ale co ty, Makarze, jesteś za konkurent? Czyś ty konkurent? Ani pieniędzy, ani stanowiska, rzemiosło marne...
— A Szejkin bogaty?
— Szejkin jest artelszczykiem. Ma złożonej kaucji tysiąc pięćset rubli. Tak, bracie... Gadaj, nie gadaj, a rzecz już załatwiona. Cofnąć nie można. Makarku. Poszukaj sobie innej narzeczonej... Świat się nie kończy... No, strzyż! Czemuś się zatrzymał?
Makar Kuzmicz milczy i stoi nieruchomy. Potem wyjmuje z kieszeni chusteczkę i zaczyna płakać.
— No, czego!? — uspakaja go Erast Iwanycz. — Daj spokój! Płacze, jak baba. Bierz nożyce!
Makar Kuzmicz bierze nożyce, przez chwilę patrzy na nie bezmyślnie i opuszcza na stół. Ręce mu się trzęsą.
— Nie mogę — mówi. — Nie mogę teraz. Sił mi brak. Nieszczęsny ze mnie człowiek. I ona nieszczęśliwa. Kochaliśmy się, daliśmy sobie słowo, a źli ludzie rozłączyli nas bez żadnej litości. Idźcie sobie, Eraście Iwanyczu! Nie mogę na was patrzeć.
— To ja jutro przyjdę, Makarku. Jutro dostrzyżesz.
— Dobrze.
— Uspokój się, a ja do ciebie jutro wcześnie przyjdę.
Połowa głowy Erasta Iwanycza wystrzyżona jest do skóry tak, że przypomina kajdaniarza. Nieprzy-