Strona:Anton Czechow - Śmierć urzędnika.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

woli blednie wschodni kraniec nieba, jak potem zaczyna się rumienić, jakby od wielkiego pożaru. Niespodzianie z poza odległych krzaków wyłazi duża, szeroka twarz księżyca. Jest czerwony (wogóle księżyc, kiedy wyłazi z poza krzaków, zawsze jest czemś zawstydzony).
Nagle, śród ciszy nocnej, rozlegają się czyjeś kroki i brzęk ostróg. Słychać głosy.
...To oficerowie wracają do obozu — myśli aptekarzowa.
Wkrótce ukazują się dwie postacie w białych oficerskich kitlach: jedna — wysoka i tłusta, druga — niższa i chudsza... Leniwie, krok za krokiem, wloką się wzdłuż parkanu i głośno rozmawiają. Zrównawszy się z apteką, obie postacie jeszcze więcej zwalniają kroku i patrzą na okna.
— Pachnie apteką... — mówi cienki. — Rzeczywiście apteka! Ach, pamiętam... Byłem tu w zeszłym tygodniu, kupiłem oleju rycynowego. Jest tu aptekarz z kwaśną miną i oślą szczęką. To ci, bracie, szczęka! Taką właśnie Samson poraził Filistynów.
— Tak... — mówi tłusty basem. — Śpi farmacja! I aptekarzowa śpi. Wiesz, Obtiosow, tu jest przystojna aptekarzowa.
— Widziałem. Bardzo mi się podobała... Powiedzcie, doktorze, czy ona jest w stanie kochać tę oślą szczękę?
— Nie, chyba nie kocha — wzdycha doktór, takim tonem, jakby żal mu było aptekarza. — Śpi sobie teraz za okienkiem. Co, Obtiosow? Leży z rozrzuconemi od gorąca ramionami... usteczka półotwarte... i nóżka zwisa z łóżka. Aptekarz, cymbał, nie zna się prawdopodobnie na tych skarbach. Dla niego, być może, kobieta czy butla z karbolem — to wszystko jedno!