Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

człowieka. W nas dojrzewa potrzeba rzetelnych ludzi, dających rzetelną pracę. Żeby zerwać sieć nieuczciwości i zakłamania. Aby odzyskać pierworodne prawo człowieka do oceniania zjawisk podług ich wartości absolutnej, a nie partyjnej.
— A czyż nie może być partji uczciwej?
— W naszych czasach... Chyba będzie nią partja, mająca kierownikiem — Chrystusa.
Stanęli znowu przed domkiem w polskim stylu.
— Chce pan wejść do nas? — zapraszał swemi świetlistemi oczami Oświacki.
— To znaczy — dokąd?
— Do siedziby Polskiej Macierzy Szkolnej.
Weszli do schludnej salki, ozdobionej portretami wieszczów. Na półkach stały porządnie oprawione książki z numerkami na grzbietach. Panienka w stroju harcerskim grzecznie i sprawnie pełniła funkcję bibljotekarki.
— Widzi pan tego gościa, — wskazał pocichu Oświacki inteligenta z bródką rudawą, — to Rosjanin. Niema tu żadnej innej uczciwej bibljoteki. Odkąd trzymamy książki, informując o najnowszych wynikach kultury w Europie, przyszedł do nas. Szuka kultury wogóle, bocząc się jeszcze na polską. Przyjdzie czas i na to. Przyjdzie czas odrzucenia starych nienawiści i wzajemnego przenikania się szczepów słowiańskich na Kresach.
Przeszli do czytelni, gdzie kilkanaście osób siedziało nad dziennikami i ilustracjami. Oświacki otworzył następne drzwi.
— Niech pan prędko wchodzi.
Wpadli w ciemnię. Drzwi zamknęły się za nimi. Po chwili Wasilewicz oswoił się z otoczeniem i skupił