Strona:Anna Zahorska - Trucizny.djvu/250

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pani Poluta wstała z energją.
— Chodźmy, proszę księdza. Wyleczyć go, wyleczyć... Potem wszystko przez dziecko samo się zrobi.
Włożyła kapelusz i naciągnęła gorączkowo płaszcz, gdy do przedpokoju wbiegła Ania.
— Mamusiu, dokąd wychodzisz?
Pani Poluta wzięła ją za rączki.
— Idziemy po twego tatusia — słyszysz.
Ania patrzyła szeroko otwartemi oczami.
— A jeżeli nie zechce? — zapytała z trwogą, — jeżeli nie zechce?
Pani Poluta schyliła głowę i powiedziała cicho:
— Módl się, by wrócił do nas...