Przejdź do zawartości

Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Krótki, rozkoszny trzask wystrzału, jeden, drugi, rozkoszny dźwięk bojowy!...
Czuje, jak targnie się w zaciśniętej dłoni broń raz — dwa.
Widzi potruchlałe oczy bab, widzi, jak skonały na oniemiałych wargach ostatnie słowa upodlenia, ostatnie skomlenia żebracze. Widzi przerażoną twarz furmana.
I szarpną się od huku konie, i wylecą precz z bryczki dwa trupy w błoto, w błoto...
I któż i jakaż oczywistość wyjaśni tym ludziom—świadkom, kto był ten, który w tej godzinie strachu i przygnębienia mierzył prosto we łby tym wszechmocnym panom życia i śmierci? Kto był ten, który się odważył?
Bóg sprawiedliwy anioła przysłał w człowieczej postaci. przysłał Ojciec anioła swego, żeby pokarał... We mgle i deszczu spłynął z nieba posłaniec posłuszny i sprawiedliwość wymierzył. rozkazanie wypełnił boże... Taka legienda żyć zacznie między ludem... A on niewiadomy — zginie we mgle, niepoznany. Wtedy będzie już miał prawo odejść...

Co za błoto. W opłotkach stała rzeka żółtej, gęstej wody. Gąski poprostu popłynęły sobie przodem, rade kąpieli. Rozśmieszyło to Rylskiego. Czepiał się płotów, wyławiał pojedyńcze, sterczące z wody kamienie, przeskakiwał, i to trudne zajęcie pochłonęło narazie całą jego uwagę. Rozmaite pozaczynane kawałki myślenia, szczątki dopiero co przeżytych wra-