Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rości, żem ja sobie dzisiaj o was pomyślał: głupi jest człowiek ze szczętem i jeno udaje. że coś wie, a w gruncie głupi jest, jak ten but“. No i patrzajcie-ż ludzie...
— To już taki zwyczaj mój jest. Wziąć się a przyczaić przed nowym człowiekiem. On swoje niech gada. a ja nic — cicho. Póki wszystkiego już, co ino wie. nie wypowie. To wtedy i mnie jest wiadomo, z kim jest sprawa. Wy toście mnie się, żeby tak powiedzieć, już za drugiem widzeniem spodobali, i myślę sobie: „można“. Jeno, że tu o wielkie rzeczy się rozchodziło, wiąc się strzymałem i rzekłem sobie: „pomaluśku“. A kiedyśwa się dogadali, to wiedzcie i starszyźnie Waszej tam we Warszawie powiedzcie, że jak ja, Chowaniec Jan, co tu powiem, to tego słuchają hen — hen wokoło, jak jeno oczy zajrzą.
Tu wstał chłop i szerokim ruchem zatoczył koło ponad widnokręgiem uroczyście, godnie, jakby wódz a hetman.
Gadali wtedy oto tu na tem samem miejscu, na wzgóreczku po pod krzyżem. Tylko letnia była pora, i słoneczko zachodziło właśnie pogodnie poza las, a wokoło pachniały świeżo zżęte ściernie, i porykiwało powracające do domu bydo, i kurzyło hen po drogach...
Chłop stał pod figurą, wietrzyk wieczorny motał mu siwiejące długie włosy, czerwone promienie zachodu uczyniły wąsatą twarz wyrazistą a piękną. jak obraz. Oczu oderwać od niego nie mógł Rylski, a on stał i prawił, jakby w natchnieniu, jakby nie do jednego człowieka mówił, jeno do całych tysiąców, do