Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

o to i ci, którzy się o wszystko spierają. No — i wpadł pierwszym, i tu już się wszystko kończy. Cztery lata śledztwa! Mała rzecz wobec większych rzeczy, i przodkowie jego Ulatowscy z Latowa po dłużej siadywali na łańcuchu tatarskim. Ale zawsze cztery lata Pawiaka. Stamtąd choć czasami list przez skonspirowanego strażnika. Potem pojechał z drugimi, i jeszcze jeden list, jeszcze parę wiadomości. A potem już nic. Po paru latach spóźniona wiadomość gdzieś przez obcych ludzi do genewskiego pisemka, z przekręconem nazwiskiem. Ale poznali wszyscy, że to on. Uciekł. Nikt jeszcze stamtąd nie uciekł. Nie dlatego, że pilnowali zanadto. Nie — nikt nie pilnował, tylko właśnie dlatego, że uciec było niepodobieństwem. Przez tysiące wiorst tundry, przez lodowy i dziki ocean jedną jedyną drogą — do Ameryki. Nawet w pełnych szaleństwa i tęsknoty snach zesłańczych nie marzyło się o tem. Niepodobieństwo!...
I pisali w pisemku genewskim obcy ludzie, że na śmierć poszedł, że dzielny był towarzysz.I pisali, że szkoda..
A Rylski gdzieś w głębi serca wierzył niezbicie, że Stasiek żyje. Wiedział, że najprawdopodobniejszem ze wszystkiego jest to, że zginął. I tak samo twierdzili wszyscy. Może na dzikiem, poszarpanem wybrzeżu oceanu ściągnęła go w lodowe odmęty wściekła fala, może podkradła się ciemną nocą i nasunęła się nań wyspa lodów, wędrujących po bezmiernych wodach północy, i zgniotła go na miazgę wraz z łodzią jego i zapasami, które gromadził z nadzieją w sercu