Strona:Andrzej Strug - Z powrotem.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystko. Dusza wszczepia się w duszę, odsłoniętą nawskroś i do głębi prześwietloną przez niewiadomą jasność, jaka tylko w tej ostatniej godzinie... O czemuż usta nie mogą mówić. Czemuż głowa przymurowana do posłania, czemu ręce skute, nieruchome — obce...
Żeby choć znak uczynić — żeby choć słowo, jedno słowo... Niechby wiedział, niechajby wiedział...
Nadludzkie usiłowanie zlało mu czoło potem, krwią powlokło policzki.
O jednej jedynej chwili marzył, o krótkiem jednem słowie, w tem ostatniem mocowaniu ze śmiercią. Wszystkie siły ducha, wszystkie pragnienia i wszystkie modlitwy na tę jedną chwilę zebrał i skupił konający.
Czuł, jak duszą go brutalne, bezwzględne dłonie, z któremi niema walki. Czuł ciosy głazów niezmiernych, trzaskające w jego głowę, miażdżące go. Nie poddawał się — jeszcze chwila i nagle dźwignął się z pod opasających go zimnych żelaznych obojczy — na mgnienie oka — tuż, przed nieodwołalnem cięciem śmiertelnej kosy. I wyszeptały usta zsiniałe:
— Synu — przebacz!...