Strona:Andrzej Strug - W twardej służbie.djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



Pewien Stanisław Kozłowski, ex-student medycyny, tym się wyróżniał głównie z pomiędzy tysięcy różnych Stanisławów Kozłowskich z pod trzech zaborów, że wieczorami, powróciwszy z lekcji, marzył systematycznie o rewolucji socjalnej. Do uniwersytetu przestał chodzić już od paru lat, od czasu, gdy, za jakieś, niewielkie zresztą, „nieporządki“ uniwersyteckie, odebrano mu stypendjum. Ani medycyna, ani przyszła karjera nigdy nie interesowały go zbytnio. Bo czyż to nie wszystko jedno? — myślał sobie. I nabrawszy korepetycji tyle, żeby móc zapłacić za mieszkanie i za obiady, zaczął pędzić żywot kontemplacyjny, marzycielski i w przeważnej części polegający na wylegiwaniu się na łóżku i patrzeniu w sufit. Każdy normalny człowiek nazwałby go bez wahania próżniakiem. Odtrąciwszy z doby normalnej cztery godziny na lekcje, przez resztę czasu siedział w domu, palił tanie papierosy i myślał. Czasem zrywał się ze swego barłogu i zasiadał gwałtownie do pisania, nad którym przesiadywał nieraz całe noce. Czasami gadał do siebie, lub wygłaszał długie płomienne mowy do nieobecnych tłumów. Sąsiedzi mieli go za spokojnego warjata, a znajomi przestali się nim wogóle interesować, gdyż od paru lat już nie dopuszczał do siebie ludzi.