Strona:Andrzej Strug - Portret.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

początku, powolutku, rok za rokiem. Jeszcze musi skończyć szkoły, akademję, potym jeszcze bardzo długo żyć, zanim dojdzie do tego, co niby jest teraz. Tyle lat swobodnych! Niech tam wszystko najgorsze. byleby nie zaraz, tylko kiedyś.
Siedzi stary doktór Krysztalewicz i opowiada anegdoty. Siewierski nie odrywa oczu od pomarszczonej, wygolonej twarzy. Roztapia się w swoim szczęśliwym dzieciństwie, uśmiecha się słodko. Stary myśli, że to z jego kawałów, i jest zadowolony.
— Będziesz mi tu leżał, dopóki nie pozwolę wstać. Jeść dużo, rzeczy dobre, delikatesy, kawiorek, wszystko wolno. Wino od Fukiera, stare. I ja się z tobą przy okazji napiję. Będę przychodził dwa razy na dzień, chocieś tego niewart. Książki czytaj sobie lekkie, gazet nie, najlepiej śpij i jedz. A nie będziesz mógł spać, dam proszki. Ludzi do siebie nie wpuszczaj, a żadnych tam kobiet ani-ani mowy! Zastanę którą kiedy, wyrzucę za drzwi, choćby to była ta z wystawy z całą oranżerją...

Rozkosznie, słodko być małym dzieckiem. Miło zajadać smaczne rzeczy, które znosi Jakób. Wino smakuje i upaja. Śmieje się Siewierski z dziecinnym chichotaniem, aż się rzuca po łóżku, aż doktór Krysztalewicz wymyśla mu od głupców.
Niezmiernie ciężko patrzeć małemu dziecku na okropne i smutne rzeczy, które dzieją się przed jego oczami. Niepodobna znieść tych nieopisanych nieszczęść, które spotkały kogoś. Godzinami płacze dziecko, słuchając smutnej bajki. Straszą go po nocach upiory, cicho, bo-