na od pługa ręka zawsze się trzęsie, gdy ujmie pióro w niewprawne palce. Tyś mi to powiedział tak zwyczajnie, tak prosto — o, ty potrafisz...
Niepostrzeżenie znalazł się znowu w swojej celi. Zastał w niej gości. Na kracie siedziały całym szeregiem wróble i napełniały pokój hałaśliwym, wesołym szczebiotem. Domagały się swojej zwykłej porcji. Codzień przychodziły o tej godzinie. Więc jak zawsze nakruszył chleba na kawałek tektury i wystawił za kratę. Śmielsze ptaszyny wpadały do celi i gospodarowały po podłodze, po łóżku, po stole. Przykro mu było myśleć, że jutro napróżno przylecą wróble o swojej godzinie. Ale tę wizytę znosił z pewnym już przymusem. Chciał, żeby się czymprędzej najadło i odleciało sobie precz wesołe bractwo. Chciał być sam, w ciszy. Już mu się zaczynało śpieszyć.
Wczoraj zaczął pisać list do swego przy-
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/51
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.