Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obłok drgał i mienił się. Jak skrzydła do lotu rozpowił się jego zmienny kształt. Cudne, żyjące stały się jego barwy. Nagle zapłonął, stanął w niewysłowionym, złotym ogniu. Już nań spojrzało wschodzące słońce. Już tam gdzieś daleko, daleko wynurzyło się ono...
I w tejsamej chwili spostrzegł, że drzwi są otwarte, a w progu pełno ludzi.
Wstał i poszedł.