łych myśli, zadręczonych myśli. Chciał być daleko od tego pobojowiska. Nie mógł znieść zgnilizny własnej duszy — albowiem rozpadała się, już konała dusza. Było to okropne świadczenie swojej niemocy. Skąd się wziął żal nad sobą, to niebywałe nigdy roztkliwienie? Nędzne, po stokroć małe pragnienie, by przecie ktoś wiedział o przebytych cierpieniach, by ci, co pozostają, dźwigali w sobie pamięć o jego wielkości? Czemu pyta teraz — a co nie postało nigdy w jego głowie, — czy ludzie ocenią zasługę i czy jej są warci? Gdzie rodzą się okaleczałe, chrome i plugawe myśli, pełne niezaznanej brzydoty — czemu przechodzą teraz przez obolałą, bezwładną głowę jak gromady żebraków? Co jest mną? Co jest cudze? Co we mnie jeszcze żyje? Co jest przedśmiertnym odruchem?
Na te pytania już nie było odpowiedzi. Wszystko zasnuło się jakby ciężkim dymem, zamąciło się i tonęło, tonęło, pogrą-
Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/138
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.