Strona:Andrzej Strug - Jutro.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zatrzymała się bezwładnie i nie mogła opanować, nie mogła już pojąć tej okropnej, nagłej i przeraźliwej jak błyskawica chwili, która przyszła, spadła jak cios i wbiła się w mózg jak z zamachem puszczona siekiera. Bała się poruszyć myśl. Bała się odetchnąć pierś. Na plecach siadł i gromadził się ciężar coraz ogromniejszy. Ucho chwytało jakiś lekki przeraźliwy szelest. Czyjąś niewytłumaczoną obecność słyszała dusza, wyczulona w samotności. Jest tu świadek, który wszystko widzi i rozumie. Ktoby to mógł być? Jak tu wszedł? Dla czego on wszystko widzi, wszystko wie? Jakie ma prawo? Ach, już nie ma sił, by osłaniać, ukrywać przed nim to, co czuje. Zbrakło mu wyniosłej dumy, zawsze bacznej skrytości. Nie ma wstydu, ani ludzkiej zazdrości o swoją duszę. Niech będzie wróg, niech będzie kto chce, niech patrzy, słucha. Niech mu współczuje, niechaj szydzi — wszystko jedno. Uginał się i wrastał w ziemię. Ciężar rósł, przy-