Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i materjalnych, którym za łącznik niejako służył powszechnie znany w piekielnej chemii życia odczynnik — stanu płynnego, a czerwonego zabarwienia. Energja więzi społecznej wyładowywała się gwałtownie, między anodem a katodem przebiegały wartkie prądy — a pośrodku zostawały trupy i trupy.
Cóż miał tam do czynienia manjak nauki, dusza, prześmiardła w laboratoryjnym zamknięciu? Logicznie biorąc — nic. Ale na szczęście dla postępu świata w życiu społecznym zachodzą, zrzadka co prawda, okresy, kiedy logika wycofuje się z mózgów i spogląda zdaleka na to, co ludzie ze sobą wyrabiają.

Tedy po jakimś czasie nasz chemik zamieszkał na dalekim przedmieściu Warszawy, w domku, wynajętym przez partję i na dobro tejże partji, a na zło caratu; zaczął fabrykować domowemi środkami przyrządy, mające za zadanie dopomóc w pewnej mierze do wywalczenia niepodległości ojczyzny i do zbliżenia proletarjatu polskiego do jego ostatecznych celów.
Pragnienie tej niepodległości było w naszym uczonym mętne. Świadomość tych ostatecznych celów prawie żadna — a jednak ... A jednak pracował gorliwie i wydajnie, nie szczędząc siebie ani tych, którym na spożycie przeznaczone były jego piekielne wyroby. Opinję miał bardzo solidną.
— Nareszcie mamy prawdziwego chemika!