Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wała się narada, zaczęła jęczeć i zawodzić trupim głosem:
— Aj, złodzieje! Aj, wy zbóje! Że też was jeszcze trąd nie poraził! Że też mnie nieszczęśliwej Bóg odjął ręce i nogi! Że ja, nieszczęsna, nie mogę pójść i wydać was policji, żeby was wszystkich raz powiesili! Aj, zbóje, aj, złodzieje!
Wszyscy pospuszczali oczy i siedzieli cicho, słuchając ze wstydem strasznych słów prawdy, których im nie szczędził przewodniczący.
— ... Co wy jesteście za jedni? Kapcany, tchórze, kombinatorzy! Zwyczajny złodziej ma więcej honoru i odwagi, niż każdy z was! Hańbę przynosicie wielkiej sprawie! Hańba starej organizacji „Ręki sprawiedliwości“, której założenie kosztowało tyle krwi i ofiar! Na to bohaterską śmiercią zginęli: „Kot“, „Rasznik“, „Mykwa“ i wielki nasz założyciel, bohater nad bohaterami, nasz kochany Luzer, żebyście wy, śmierdzące..., zarabiali na tej ich świętej pamięci i nic od siebie nie robili dla sprawy? Długo ja patrzę na was, łachmyty jedne, i nic nie mówię! Długo ja czekałem na poprawę cierpliwie, jak ten ojciec. Ale teraz niech tego będzie dosyć! Ja wiem, co każdy z was sobie myślał: on sobie myślał, że „Sędzia“ też taki sam, że „Sędzia“ na wszystko pozwala, że „Sędzia“ już się boi wziąć do ręki brauning i że chce tylko pieniądze wyciskać z tej burżuazji i że te pieniądze on odkłada i niedługo własny interes założy. Podłe tchórze! Ty się nie uśmiechaj „Igła“, i nie myśl sobie, że to tylko gadanie dla tego, że w ten