Przejdź do zawartości

Strona:Andrzej Strug - Dzieje jednego pocisku.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stasiek przyniósł do domu pierwsze swoje zarobione pieniądze. Stara rozpłakała się. Całego rubla zaniosła na mszę, której wysłuchała z intencją, popłakując z radości i w szeptanych bez przerwy pacierzach wypowiadając Bogu swoje nieprzebrane dziękczynienie. Błagała o przebaczenie za wszystkie grzechy żywota, za swoje skargi i skamłania, za dumę, za pragnienie dóbr doczesnych, za zazdrość wobec ludzi sytych i za wszystko, co jej wyrzucali spowiednicy.
Stara wypoczywała — po raz pierwszy w tyciu. Nie umiała tego robić i męczyło ją to, zdumiewało, a chwilami zdejmowało przerażeniem. Stasiek nie pozwolił jej szukać zarobku, więc zajęć nie miała żadnych, prócz tego, te uwarzyła strawę, obszyła Staśka i uprzątła izbę. Nadewszystko brakowało jej kłopotów. Ciężyła jej niezmiernie wolna głowa. Wszystko miała gotowe, a pojąć tego nie mogła żadną miarą. Mogła siedzieć z założonemi rękami przez długie godziny w ciągu dnia, wysypiała się w nocy. Mogła sobie przesiadywać w kościele do woli, chodzić po kumoszkach i patrzeć na cudzą biedę. Sumienie wyrzucało jej ten dostatek i straszyło jakąś karą boską. Przeczucie wróżyło rychły koniec tego dobrego, musiało przyjść jakieś nieszczęście, choroba... Za dobrze, oj, za dobrze! — wyrzekała.
Wreszcie — do wszystkiego się można przyzwyczaić. Czas płynął. Stara oglądała się jut za synową, ale żadna nie była dobra dla Staśka, a sam Stasiek nie bardzo się śpieszył do sakra-