Strona:Andrzej Strug-Pokolenie Marka Świdy.djvu/330

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gać, a zarazem chwytał w tem osobliwy posmak, który zaostrzał jeszcze jej urok. Obok tego owe datki uspakajały jego dalekie i dość fantastyczne obawy, że piekielnica może znienacka zażądać od niego czegoś niesłychanego, jakiejś drobnej może przysługi, która jednak — jednak (wiedział to dobrze) nie będzie do wymuszenia i wówczas drzwi № 423 już nie otworzą się nigdy na, umówiony sygnał. W razie większej potrzeby zażąda od Nusyma spłaty, wreszcie zostaje w rezerwie Kuba, który natarczywie wpycha należną mu część dochodów z jordanowickiej gleby. Ów strach jego począł się w pewnej chwili, niezapomnianej, poczwarnej, na wieki tajemnej, gdy zanim rozwarła przed nim jakieś dno rozkoszy, kuszące jak przepaść — pochyliła się nad nim, przygniotła go piersiami, mocno do bólu ujęła go za ramiona, jak szponami, i patrzała głęboko w oczy rozszerzonemi odziwniałemi źrenicami. — W razie potrzeby... Na mój rozkaz... Wszystko? Każdą rzecz? Ufasz mi? Nie cofniesz się? Przysięgasz? Pamiętaj! Pamiętaj!... — Pamiętał, że przysiągł bez wahania, jak wówczas za pierwszym razem, w noc przed burzą. Ale pamiętał i to, że wówczas był w szóstej klasie i gdyby doszło do próby, jak małe dziecko usłuchałby każdego rozkazu cudnej, dumnej pani, która porwała i zabrała go z duszą i z ciałem. Dziś nie było o tem mowy. Oswoił się w niej ze wszelkiemi możliwościami, czytał ją, jak pochłaniającą powieść o ciemnej bujnej duszy, pełną przygód i losów, ale sam był poza kartami tej księgi, był postacią z innej kroniki wydarzeń. Przysięga? Wybuch tem-