Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

coś powiedzieć na jego »sprzęt«, noszony zwykle w zawiązanym u dołu rękawie cuhy.
Gniew Sabały zawrzał i często przyszło do bitki.
— Siém djasków zjedliście, ajeście zjedli, wołał, wy przehyry!
— Nycies i grajcie sami, a jak nié, to wàs tu porąbiem. Ja, abo ty, ale jeden s nás grać musi końcem, bo jà tak ràd widzem. Kiby to djascý byli, co by jà wàm, głuptàki jedne, nie dogodził.
Kiedy go ludowcy do Lwowa na wystawę zawiedli, zaczął wróżyć, ile jeszcze lat będzie ten, lub ów żył. Zebrało się sporo ludzi, którzy chcieli uchylić przyszłości swojej zasłonę. On zaś wywróżywszy, tak mówił:
— Dàwniej, jak jesce nieboścýk Pàniezus zył, to ludzie wiedzieli, co bedzie — haj.
Jaze sie ràz wybràł świenty Pieter i Paweł z Pàniezusem, coby ludziom pomódz na przednówku i nasiàć im grzýbów. — haj. — Pieter seł przodke, kopàł dołki, a tymcase torbke zawiésił se ino tak na ciénkim patycku suhym, na sęcku jakim — haj, abo téz prasnon na ziém.
Po déscu było, tozto sie Pàniezus zgniéwàł, ze sie zwàlała i tak Pietrowi świętemu padà:
Wies co, Pieter, jakoz ja mam błogosławić, coś ty w dołek wsuł, kiek sie zgniéwał.