Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marduła sie téz wyciongnon przý watrze — Przý watrze sie dobrze śpi. — Kosulsko mu sie popàliło, ale spàł tęgo — haj.
Kie sie tak cýsto, piéknie zespàł, jà tym case hybàj. Marduła nie był taki zawzięty na dżwierzýne, jako jà.
I co jà nie uradził — zostawiłek go tak, a jà tymcase poleciàłek z flinteckom — haj.
I tak mi sie jakosi trafiéło, ze inozek sie obeźràł — widzem małom świnke.
E, myślem se, bedzie tu kajsi i duzà, bo kazby sie mali brali, kieby duzýk nie było — haj. Ale jej jesce nie widzem. Miàłek sie juz na ostrozności, coby mie ze zadku nie przýwitała, ino z przodku — po honorowemu — haj. Patrzem, cý kapśliki màm.
Sýćko było w porządku, ino jesce nie było do kogo strzelić.
Z tom małom biedom, to mi sie nie opłaciéło babrać, — haj, bo to szkoda.
I co sie nie stało — stojem tak, jak na trzý stajania, a tu widzem usýska i ryło.
Sjonek kapelus z głowy i prasnon, coby mi — prosem piéknie — nie zawadzàł. Ona hudobina myślała, ze jà sie śniom witàm i lezie ku mnie, lezie pomału, bo juz była drugi ràz prośnà.
Jaze jà hyc za bucka. Skryłek sie, przymié-