Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie można się temu zresztą dziwić.
Łatwiej bowiem było podziwiać, opisywać, opiewać lub malować niebotyczne szczyty, bijące w oczy blaskiem zwierciadła jezior, niż odszukać starych górali, co zagrzebali się w kurnych izbach i w wielkim zaduchu mieszkali między cielętami i jagniętami.
Tam trzeba było szukać zgrzybiałych staruszków, co grzejąc się przy ogniu na nalepie, lub posuwając po izbie przy pomocy stołeczka, już dawno progu izby nie przestąpili.
Byliby ożyli, gdyby ich kto był zapytał: »Jak to drzewień bywało«. Byliby opowiedzieli naiwnie wszystko, co widzieli, słyszeli, lub przeżyli.
Niestety — nie uczyniono tego.
Dziś pozostaje tylko nader oględne i sprytne cofanie się w owe dawne czasy, gubienie się w domysłach i wnioskach. Gdy zaś przyjdzie coś spisać, trudno odróżnić, pomimo największej ostrożności to, co jest ówczesne, rodzime, od naleciałości późniejszych i świeżego wymysłu.
I te badania, choćby były poczynione z wielką zręcznością, odtworzyć owego dawnego, tak charakterystycznego życia góralskiego stanowczo nie potrafią.

    skiego i wiele wiadomości o Sabale, których tu już nie powtarzam.