i mały komin, ożyły szybki w oknach, a na progu w bladej poświacie stoi... Ciotka Słota. — Zrazu stoi, a potem twarda figurka mięknie i ożywia się, próbuje się poruszyć jak ktoś, kto wrósł w ziemię, zbudzi się niespodzianie. W zielonawym blasku widać doskonale jej czarną pelerynę z kapturem, stary parasol i podarte kalosze.
A twarz Kumy Słoty, twarz o tępych, zgasłych oczach i zaciśniętych ustach ożyła także: stała się jeszcze bardziej zła i tępa.
W zielonawym, zimnym blasku powoli schodzi z barometru, powoli, jakby jeszcze próbowała nóg, staje na parapecie okna, cicho je otwiera i wchodzi do dziecinnego pokoju.
W tej samej chwili wybiegło z domku Słoneczne Oczko i nie zważając na mokre piórko w kapeluszu i czerwone pantofelki, zapukało do mieszkania sąsiadki i zaczęło prosić i błagać cienkim głosikiem: „Nie! Nie! Ciotko Słoto!
Nie rób tego!
Czemu zawsze dzieciom świat zasłaniasz swoim zwykłym starym parasolem?! Dlaczego zabierasz im wiarę w słońce!? Nie. Ciotko, Ciociu, Ciotuchno Słoto, wracaj!
Kumo, Kumciu, wróć!“ — —
Ale ciotka Słota była już w środku.
Drzwi skrzypnęły za nią cicho... Zamknęła je i weszła.
Weszła ociekająca strumieniami wody, powolnym, sennym ruchem, rozpięła parasol, obryzgując przytem ściany.
Dokoła niej utworzyła się ciemna kałuża. Gdy w tem kaptur jej, płaszcz, kalosze i parasol zaczynają rosnąć, wydłużać i grubieć. — — Kto to?
Co to?
Strona:Anda Eker - Historja o mokrej Ciotce Słoci i o jasnem Słoneczku Oczku.pdf/15
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.