Strona:Anatole France - Wyspa Pingwinów.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okrutnych i dziwacznych, świadczących o niesłychanem zwyrodnieniu inteligencji i wrażliwości.
Inny złowrogi symptom uderzał silnie ogół umysłów. Katastrofy odtąd perjodyczne, regularne, zajmowały w statystyce miejsce coraz wydatniejsze. Codzień maszyny pękały, domy wyskakiwały w powietrze, pociągi pełne towarów wpadały na bulwary, burząc całe połacie nieruchomości i miażdżąc po kilka setek przechodniów, a przez zapadły grunt druzgocąc dwa, trzy piętra warsztatów i doków, w których pracowały liczne rzesze robotników.

§ 2

W południowo-wschodniej stronie miasta, na wzgórzu, które zachowało było dawną swą nazwę fortu Świętego Michała, rozciągał się skwer, na którym stare drzewa rozpościerały jeszcze nad trawnikami wyczerpane swe konary. Na północnym stoku wzgórza, architekci-pejzażyści zbudowali byli kaskadę, groty, potok, jezioro, wyspy. Z tej strony widać było miasto jak na dłoni z jego ulicami, bulwarami, placami, niezliczonemi dachami i kopulami, nadpowietrznemi drogami i tłumem ludzkim; wszystko okryte milczeniem i jakby zaczarowane odległością. Skwer ten był najzdrowszem miejscem w stolicy, dymy nie zaćmiewały tu nieba, tutaj wyprowadzano też dzieci na przechadzkę. Latem kilku