Strona:Anatol France - Zazulka.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Z serca dziękujemy ci Fik-Miku — odparł na to krasnoludek, o twarzy natchnionego poety. Zaprawdą nic na świecie nie może równać się z urodą tej ślicznej panienki. Świeższą jest od jutrzenki, wynurzającej się z po za naszych gór, a blask złota, które kujemy w podziemiach, zgaśnie wobec przepychu jej włosów.
— Prawdęś powiedział, Bziku, szczerą i rzetelną prawdę! — przytaknęły chórem Krasnoludki. — Ale co poczniemy teraz z tem ślicznem dziewczątkiem?
Bzik o twarzy natchnionego, choć starego poety, nie odpowiedział na to ani słowa, bo prawdę mówiąc, także nie wiedział co począć ze ślicznem dziewczątkiem.
Aż oto karlik, zwany Mrukiem, odezwał się w te słowa:
— Zbijmy na poczekaniu dużą klatkę i zamknijmy ją w klatce.
Ale inny jeszcze karzełek Pik, sprzeciwił się temu stanowczo. Przecież w klatkach trzyma się tylko dzikie i drapieżne zwierzęta, a nic nie wskazywało, żeby śpiące dziewczątko było drapieżne i dzikie.
Że jednak Mrukowi żaden inny pomysł nie przychodził do głowy więc obstawał przy pierwszym projekcie a na poparcie swej myśli wytoczył następujący argument.
— Być może, że panienka ta nie jest na razie drapieżna i dzika, ale gdy ją wsadzimy do klatki, zdziczeje z pewnością, a wtedy klatka będzie nietylko użyteczna, ale nawet niezbędna.
Wywody jego nie trafiły Krasnoludkom do przekonania, a jeden z gromadki oburzył się srodze na Mruka. Był to rozumny i cnotliwy Ład. Według niego należało jaknajśpieszniej odprowadzić zbłąkaną dziecinę do rodziców, którymi byli zapewne jacyś możni książęta z okolicy.
Nie, na to się Krasnoludki zgodzić nie mogły, bo to sprzeciwiało się zwyczajom przyjętym w ich państwie.