Strona:Anatol France - Zazulka.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ ÓSMY.
SMUTNE ZAKOŃCZENIE WESOŁEJ WYPRAWY DO BŁĘKITNEGO JEZIORA

Zazulka szła dalej po piasku, aż przystanęła pod grupą starych omszałych wierzb; z pod nóg jej wyskoczył nagle maleńki duszek i machnąwszy kozła w powietrzu, z pluskiem zapadł w jezioro, znacząc jego powierzchnię niezliczoną ilością kół, które rozszerzały się przez chwilę a potem znikły. Duszkiem tym była maleńka zielona żabka o białym brzuszku. Cisza zalegała dokoła. Świeży podmuch wietrzyka muskał taflę jeziora, a pod jego dotknięciem drobne fale wyginały się figlarnie niby usta, drżące uśmiechem.
— Bardzo ładne to jezioro — mówiła Zazulka. — Szkoda tylko, że jestem taka głodna i że tak pokaleczyłam nóżki na kamieniach. I trzewiczki podarły się w strzępy. Chciałabym bardzo być już z powrotem w zamku.
— Usiądź na trawie, siostrzyczko — prosił Jantarek — owinę twoje nóżki wilgotnemi liśćmi babki. To ci z pewnością sprawi ulgę. Odpocznij chwilkę, a ja pobiegnę poszukać czegoś do zjedzenia. Widziałem tam powyżej kilka krzaków jerzyn, aż czarnych od jagód. Wybiorę najsłodsze i największe i przyniosę ci je w kapeluszu. Daj mi swoją chusteczkę. Nazbieram do niej poziomek, widziałem mnóstwo rosnących w cieniu drzew, tuż obok