Strona:Anatol France - Zazulka.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła dziewczynka, odziana w barani kożuszek poczęło szczypać je po nóżkach.
Jantarek spytał gęsiarki, jak się nazywa.
— Kasia.
— Powiedz nam, Kasiu, którędy się idzie do jeziora?
— Kiej się tam nie idzie.
— Dlaczego?
— Bo tak.
— Ale gdyby się szło?
— Toby była droga i poszliby drogą. — Wobec tak trafnej odpowiedzi małej pastuszki Jantarek się zadumał.
— Niema rady — rzekł po chwili — spróbujmy przedrzeć się przez gąszcz, a może natrafimy na jaką ścieżkę, która nas doprowadzi do jeziora.
— Chciałabym, żebyśmy po drodze znaleźli dużo orzechów — mówiła Zazulka. — Bardzo mi się już chce jeść, braciszku. Jak się wybierzemy znowu do jeziora, to zabierzemy ze sobą całą skrzynię, pełną dobrych rzeczy.
— Naturalnie — odparł Jantarek. — Dopiero teraz widzę, jak mądrze zrobił koniuszy Szczerogęba, że wziął ze sobą całą szynkę i beczułkę miodu, kiedy się wybierał do Rzymu. Jemu się pewnie teraz nie chce ani jeść, ani pić. Ale śpieszmy się, Zazulko, bo choć nie wiem która godzina, ale coś mi się zdaje, że musi być już dosyć późno.
— Podobno pasterze poznają godziny po słońcu — mówiła Zazulka. Szkoda że nie jestem pasterzem. Tylko co jest dziwne, że słońce, które było nad naszemi głowami, kiedyśmy wychodzili z domu, teraz uciekło tam daleko za miasto i za zamek Żyznych Pól. Trzebaby się dowiedzieć, co to znaczy i czy tak jest codziennie, czy tylko dzisiaj?
Kiedy tak dzieci patrzyły w słońce, w tumanie kurzu, wzniesionym kopytami pędzących w galopie koni, ukazała się na gościńcu gromada zbrojnych jeźdźców.