Przejdź do zawartości

Strona:Anatol France - Poglądy ks. Hieonima Coignarda.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



II.
ŚWIĘTY ABRAHAM.

Była piękna, ciepła noc letnia. Komary i ćmy tańczyły wokół latarni nad drzwiami „Małego Bachusa“, a ks. Coignard zażywał świeżego powietrza pod sklepieniem portyku św. Benedykta Beturneńskiego. Rozmyślał głęboko, jak to było jego zwyczajem, gdy nagle ujrzał Kasię. Siadła na ławce kamiennej tuż przy znakomitym mężu, który nie lenił się nigdy chwalić Boga w dziełach jego. Z wielkiem tedy upodobaniem jął przyglądać się onej dziewczynie, że zaś umysł jego był rzeźwy i zdobny, przeto mówił jej rzeczy miłe i przychlebne. Chwalił ją zato, że nietylko dowcip w języku posiada, ale również w karczku, łonie i innych częściach swej osoby. Powiadał, iż uśmiechać się potrafi nietylko wargami i policzkami, ale także każdym dołeczkiem i każdą szpareczką swego nadobnego ciała, tak że każdego mierzi osłona, w jaką jest spowita i radby patrzyć na to uśmiechanie bez żadnej przeszkody.